Witam moi Drodzy!
Nie jestem zbyt dobra w
powitaniach, co musicie mi wybaczyć :) Swoją „karierę” z
pisaniem opowiadań zaczęłam parę ładnych lat temu – nie jest
to mój pierwszy blog. Niemniej jednak mam nadzieję, że uda mi się
doprowadzić to wszystko do końca, tak by móc płakać z Wami na
ostatnim odcinki (ze szczęścia lub nie, jeszcze nie wiem). Po
prostu mam nadzieję, że moja fantazja w jakimś stopniu Wam się
spodoba i będziecie tu wracać. Chciałam też poinformować, że
jest to blog FFTH, bo mimo tego, że przestałam płakać i krzyczeć
na widok Naszych tokijczyków to i tak zostali w moim serduchu i
nigdzie się nie wybierają :D
Zapraszam Was do czytania!
************************
Czy jest źle czy dobrze,
okaże się później. Wiem, że trzeba działać, śmiało chwytać
życie za grzywę. Wierzcie mi, żałuje się wyłącznie
bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, które
często przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.
A przynajmniej nie
powinno.
Czy ja teraz żałuję, że
moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej? Chyba nie...
Czułam, że uciekając od
mamy czeka mnie lepsze życie. Stałe miejsce zamieszkania, normalna
edukacja, grono znajomych, z którymi w każdej chwili można gdzieś
wyjść i zaszaleć. Szansa na miłość bez ukrywania się przed
aparatami.
Świadomie wybrałam życie
z ojcem i jego nową rodziną. Nie w Niemczech, nie gdziekolwiek w
Europie, nie w hotelach, tourbusie.
W Nowym Jorku nie znali
mnie jako Bian, córkę wizażystki zespołu, do którego wzdycha
piękna część Europy, tylko poznali mnie jako Bian, córkę
magnata finansowego. I ta opcja bardziej mi odpowiadała. Mogłam bez
obawy przed fanatyczkami planować swoją przyszłość.
Poszłam w ślady matki i
kończyłam właśnie chyba najlepszą szkołę charakteryzatorską,
czekała na mnie praca na najlepszych światowych wybiegach,
wytwórniach filmowych, stacjach telewizyjnych. Również towarzystwo
było z najwyższej półki – młodzi, piękni, wykształceni i
bogaci. Doszło nawet do tego, że jestem zaręczona. Adam...mój
Adaś. Złote dziecię Wall Street.
Dopięłam swego.
I dzisiaj, równo pięć
lat po tym jak wsiadłam w samolot w pogoni za tym życiem,
zastanawiam się czy to rzeczywiście jest TO czego naprawdę chcę.
Czy to jest ten świat, w
którym ja jestem sobą i czy będę w nim szczęśliwa?
Jakoś nie mogę przestać się uśmiechać po przeczytaniu tego prologu, ale widzę, że czekają na mnie kolejne części. Idę czytać dalej nim stracę swój entuzjazm. :)
OdpowiedzUsuń