piątek, 28 lutego 2014

9

Na wstępie powiem Wam, że ten odcinek zajął mi dużo czasu. Nie wiedziałam jak mam się za to w ogóle zabrać. Straciłam zapał do pisania. Może to przez tą cholerną prace, z której swoją drogą mnie dzisiaj wylali. Witamy w Polsce, nie? 
I coraz bardziej czuję, że zbliżamy się ku końcowi. 
Już Was nie zanudzam miłego (hmmm) czytania.
*

-Kiedy Tom i Ria mówili, że będziesz zajęty, nie uwierzyłem. – Drżącą dłonią wymacałam swoją koszulkę i zakryłam swój biust. Oczywiście Bill dalej przygniatał mnie swoim ciałem i na pewno czuł, że moje serce zaraz eksploduje.
-Gott, Alex, nie strasz mnie. – Zszedł ze mnie i pomógł mi wstać. - Nie wiesz, że się puka?
-Jak się puka to się drzwi zamyka – odpyskował mu.
-Może mi ktoś wyjaśnić…-spojrzałam na Billa wyczekująco i mocniej przycisnęłam do piersi swoją koszulkę. Byłam zażenowana wtargnięciem tego faceta. Co prawda była to łazienka Billa…ale tak się nie robi, co nie?
-Och wybacz mała – brunet uśmiechnął się do mnie perfidnie. I to chyba oznaczało, że wcale się polubimy. – Jestem Alex…przyjaciel, a ty to zapewne Bian Rothfield.
-Odnoszę wrażenie, że bardzo dużo o mnie słyszałeś – spojrzałam na niego z agresją. Bardzo, ale to bardzo on mi się nie podobał.
-Owszem. Bardzo dużo – oparł się ramieniem o futrynę. – Między innymi to, że za dwa miesiące wychodzisz za mąż za Adama Rodgersa. – Otaksował mnie spojrzeniem od góry do dołu. – Najwyraźniej facet nie wie jak zabawiasz się tutaj skoro suknia dalej się szyje.
-Alex, skończyłeś już. – Bill złapał go za łokieć i wyciągnął z łazienki.
Nie pamiętam kiedy ktoś tak wyprowadził mnie z równowagi. Ten koleś zrobił to jeszcze szybciej niż młodszy Kaulitz. Można by powiedzieć, że miał więcej jadu i ignorancji w sobie niż wagi, bo wcale chudziutki nie był. Billy wyglądał przy nim jak anorektyk , a mimo to wyprowadził go z pomieszczenia.
Ten dupek zepsuł mi kolejny ładny poranek.
Wyszłam od Billa i poszłam do swojego pokoju mocno trzaskając drzwiami. Uhh…niczym dziecko.
Wzięłam szybki prysznic, umalowałam się delikatnie, związałam włosy w koka. Na swój mały tyłek wcisnęłam niebieskie szorty i biały top. Spędzając czas w domu nie musiałam się jakoś specjalnie wysilać żeby cudownie wyglądać. W ciągu ostatnich dni poza szeroką koszulką i spodenkami nie miałam na sobie nic, więc…
Przydałoby się coś zjeść.
Nie chciało mi się szukać Rii więc przedzwoniłam do niej i zapytałam się czy jedzie ze mną na miasto.
-Głupie pytanie, za 10 minut widzimy się w aucie.
Z racji tego, że byłam już gotowa, zeszłam po cichu do garażu. Oprócz psów nie spotkałam po drodze nikogo. Słyszałam bliźniaków oraz tego Alexa jak rozmawiali w salonie, więc nie zwracali na nic uwagi.
Zdążyłam wypalić w aucie zanim zeszła moja towarzyszka. Miała już na nosie swoje wielkie okulary i niezbyt tęgą minę. Nie wiem czy chciałam pytać co się stało. Przy bramie poinformowałam Sakiego, ze jedziemy coś zjeść.
Ria pokierowała mnie do jakiegoś bistro, w którym podobno podają najlepsze naleśniki w całym Los Angeles. W dodatku osadzone było zaraz przy plaży, więc miałyśmy świetny widok z okien.
-Czemu odnoszę wrażenie, że masz zły humor? – Zapytałam gdy kelnerka postawiła przed nami da talerze z puszystymi naleśnikami polanymi czekoladą i posypanymi piankami. Aż szkoda było je tknąć, tak pięknie wyglądały.
-Nie lubię Alexa – odpowiedziała mi i zabrała się za swoją porcję. Przez ten zapach też nie mogłam się powstrzymać i ukroiłam pierwszy kawałek. Matkooo…niebo w gębie! – Ma za duży kredyt zaufania u bliźniaków i bardzo to wykorzystuje. Za bardzo liczą się z jego zdaniem.
-Och, też go nie polubiłam. Z wzajemnością.
-Ten człowiek szanuje tylko ludzi z wielką pozycją w show-biznesie. Bill i Tom promują jego kolekcje w jakiś sposób, więc ten dobrze się przy nich zakręcił.
-Dla ciebie też jest niemiły?
-Nie spodobało mu się to, że się z nim nie zgadzam i Tom to słyszy przez co czasami zmienia zdanie. Jemu to przeszkadza i toleruje mnie tylko dla tego, że jesteśmy parą.
-Mnie dzisiaj rano zjechał.
-Słyszałam jak rozmawiał z Billem na ten temat na tarasie. – Popiła swoją kawę. – Nie brzmiał zbyt przyjaźnie w stosunku do ciebie, a Bill tego nie komentował. Swoją drogą, możesz mi wytłumaczyć to co się dzieje między wami?
-Sama nie wiem.  – Wzruszyłam ramionami i spojrzałam w okno. – Przez to co się dzieje mam mętlik w głowie. Bill jest totalnym przeciwieństwem mojego życia w Nowym Jorku. Tam wszystko mam poukładane, wiem co będzie w przyszłości, a tutaj z nim to jedna wielka niewiadoma, ciągle coś się dzieje co wybija mnie z tego rytmu.
-Czy ty go w ogóle kochasz…albo kochałaś?
Dobre pytanie.
Nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Nie wiedziałam czy to co było między nami to miłość, szczeniackie zauroczenie czy wyładowanie stresu. Co ja mogłam wiedzieć o tym kiedy miałam 17 lat? A Bill był tak naprawdę moim pierwszym chłopakiem.
Rodzice rozwiedli się kiedy miałam 12 lat. Pamiętam, że wyjechałam z mamą do Rosji, do swoich dziadków. Moja mama robiła wszystko żeby wybić się jako zawodowa makijażystka i chociaż w ¼ zapewnić mi warunki życia jakie miałam w Stanach przed ich rozwodem. Nie chodziłam tam do prywatnej szkoły, na zajęcia nie zawoził mnie kierowca. Musiałam nauczyć się żyć jak przeciętny człowiek, a nie jak córka miliardera. Oczywiście ojciec płacił alimenty i to nie małe…ale musiałam nauczyć się funkcjonować jako klasa średnia żeby jakoś poradzić sobie w życiu.
-Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie – zgarbiłam się i wróciłam do jedzenia.
Na szczęście nie poruszałyśmy już takich tematów.
Żadna z nas nie chciała jeszcze wracać do domu. Posiedziałyśmy trochę na plaży, zwiedziłyśmy odrobinę Los Angeles. Chociaż zwiedzanie to za dużo powiedziane jeżeli chodziło tylko o wypasione centra handlowe, zakątki ze świetnymi butikami i market, w którym zrobiłyśmy jakieś zakupy. Mogłam powiedzieć, że nie znosiłam tego miasta, ponieważ wszystko było daleko i jeżeli nie masz auta, to nie masz po co iść. W Nowym Jorku delikatesy są prawie na każdym rogu, tak samo jak kawiarnie czy puby. Tutejsi mieszkańcy marnują pół życia, żeby gdzieś dojechać.
Po tym jak wróciłyśmy do domu zamknęłam się w swoim pokoju i schowałam się pod kołdrą. Straciłam ochotę na przebywanie w towarzystwie, a przede wszystkim nie chciałam się natknąć na Alexa.
On jak i rozmowa z Rią sprawiła, że znowu zaczęłam rozmyślać o swoim życiu.
O tym w jaki sposób wróciłam do ojca i o Adamie.
Mój ostatni miesiąc w trasie z Tokio Hotel był najgorszym koszmarem mojego życia.
Waliło mi się całe życie.
Zaczęło się od problemów ze szkołą. Przez to, że wyjechałam w trasę, zrezygnowałam ze stacjonarnej nauki, którą zastąpiła szkoła przez internet. Przestałam się uczyć, zawalałam przedmioty, nie mogłam poprawić przedmiotów. Mój czas został zajęty przez imprezy i bieganie za Billem. Do tej pory zastanawiam się jak mogłam tak funkcjonować. Nigdy nie wlewałam w siebie tyle alkoholu jak tam. Każdy dzień kończył się imprezą w hotelowym pokoju i po dłuższym czasie łapałam się na tym, że nie potrafiłam funkcjonować bez wypicia. Ale alkohol nie był najgorszą rzeczą jaka mi się przytrafiła.
Show-biznes kręcił i kręci się wokół alkoholu, seksu i narkotyków, a ja z żadnego nie rezygnowałam.
Na początku zaczęłam palić trawkę. Tłumaczyłam sobie, że to dla relaksu.
W końcu to przestało na mnie działać i zaczęłam brać coś mocniejszego.
Kokaina, amfetamina, metaamfetamina…mogłam wybierać co chciałam, zawsze miałam do tego dostęp i pieniądze. W tym świecie to było normalne. Nie poznałam żadnej gwiazdy, która by tego nie robiła. Spodobało mi się to życie. Nie interesowało mnie nic, nie bałam się niczego. Miałam pieniądze i robiłam co chciałam.
Wciągałam, piłam i pieprzyłam się z Billem jak króliki byleby nie zaciągnął do łóżka jakiejś fanki. Byłam jego prywatną kurwą, którą miał na kiwnięcie palcem.
Jak inaczej można nazwać dziewczynę, która dawała dupy tylko po to by facet nie zastąpił jej pierwszą lepszą z ulicy?
Pamiętam jak pewnego dnia, kiedy byliśmy w Paryżu trafiłam na swojego ojca. Unikałam z nim kontaktu od dłuższego czasu czego nie chciał tolerować.
Tego dnia strasznie bolał mnie brzuch i od kilku dni wymiotowałam. Oczywiście nie przyznawałam się do tego i kłamałam, że musiałam się czymś zatruć. I wszyscy mi uwierzyli.
Siedziałam wtedy zamknięta w pokoju hotelowym. Zdążyłam pokłócić się z Billem, a nawet się z nim poszarpać. Krzyczał, że ma mnie dość, że za bardzo się staczam i jak tak dalej będzie to mnie zostawi. Nie chciałam tego i obiecałam sobie ostatnią kreskę.
 Na blacie obok zlewu leżała torebeczka z amfetaminą, a właściwie resztki niej. Pamiętam, że strasznie się pociłam i miałam omamy. Z tego wszystkiego schowałam się pod prysznicem i siedziałam tam parę ładnych godzin dopóki ktoś nie zaczął dobijać się do drzwi. Nie reagowałam na to.
Dopiero kiedy zauważyłam ogromną kałużę z krwi zaczęła do mnie docierać powaga całej sytuacji. Płakałam, wrzeszczałam…czułam, że za chwilę pożegnam się z tym światem. Nie mogłam się ruszyć żeby otworzyć drzwi.
Co chwilę traciłam przytomność, a to co się dzieje widziałam jak w pojedynczych klatkach filmowych.
Pamiętam jak ojciec się wydzierał, jak jechałam na sygnale do szpitala. Słyszałam nawet jak rodzice się na siebie wydzierają i mama płacze. I chyba chciałam umrzeć, bo nie czułam, że mam dla kogo żyć.
Kiedy się obudziłam w pokoju siedział ojciec i moja matka. Wyglądali okropnie.
-Wracasz ze mną do Stanów i nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Zaliczysz rok szkolny i pójdziesz na terapię. Nie pożegnasz się z nimi. Matka spakowała twoje rzeczy i zaraz po tym jak cię wypiszą lecimy do Nowego Jorku. Skończyła się sielanka, wiem o wszystkim.
Nawet nie chciałam się nie zgodzić. Jedynie czego żałowałam to tego, że nie mogłam się pożegnać z zespołem i wyjechałam bez słowa. I czułam, że dobrze robię, bo byłam o włos od śmierci.
Jedynej rzeczy, której nie wybaczę sobie do końca swojego istnienia to tego, że przyczyniłam się do śmierci.
Przyczyniłam się do śmierci dziecka, które w sobie nosiłam.
Dziecka, które miałoby już cztery latka i mówiłoby do Billa „Tato”.

środa, 19 lutego 2014

8

Muszę Was przeprosić za tą dłuższą przerwę. Zaczęłam pracować na dwie zmiany i po powrocie z pracy ciężko jest mi się na czymś skupić.
Poza tym, mam wrażenie, że skończę pisać to opowiadanie wcześniej niż bym chciała. Nie martwcie się, mam już kilka nowych pomysłów. ;) Zobaczymy jak to dalej wyjdzie.
Miłego czytania ;)

**
Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Zastanawiałam się czy to ścierwo dalej na mnie działa, czy to przez śpiącego obok Billa.
W mojej głowie ciągle odtwarzały się sceny z tej nocy. Szalona zabawa w klubie, ciąg dalszy imprezy w domu…reszta nocy spędzona z nim. Czy żałowałam?
Odwróciłam się w jego stronę i westchnęłam cicho. Mogłam godzinami patrzeć jak on śpi. Wtedy znikał ten wyrafinowany wokalista, a ujawniał się facet, któremu nie można było odmówić czułości. I tak też było teraz. Uśmiechnęłam się na widok lekko rozchylonych ust, cienia zarostu. Moja ręka automatycznie odgarnęła kosmyk jego włosów, który wpadał do oka.
-Nie mów, że nie możesz spać – wymruczał sennie nie otwierając oczu. – No chodź do mnie. – Uniósł rękę tak, że mogłam się w niego wtulić. Jego dłoń powędrowała na mój kark i zaczął mnie delikatnie drapać. Dostawałam przez to gęsiej skórki, a jego leniwy uśmiech doskonale utwierdził mnie w tym, że on wie co robi.
I nie, nie żałowałam tego.
Od dłuższego czasu byłam pozbawiona jakichkolwiek czułości ze strony Adama. Kładł się spać późno w nocy i wstawał bardzo wcześnie rano. Nawet witał się ze mną jak z koleżanką – buziakiem w policzek. I chyba przez to zaczęłam tracić wiarę w siebie, w swoją kobiecość. To chyba nie jest normalne myślenie kiedy ma się 22 lata. Powinnam imprezować do upadłego, zmieniać facetów jak rękawiczki, ale nie, dałam się już uwięzić. Tak usidlić, że nawet sumienie nie zaszeptało kiedy byłam w łóżku z innym.
- Cały czas się na mnie gapisz jak w obrazek – otworzył swoje zaspane oczy i wlepił wzrok we mnie.
-Nie codziennie sypia się z Billem Kaulitzem – przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim. – Sypiając z gwiazdami rocka wspierasz sztukę, hmmm?
-Masz dwie opcje – przegryzł wargę, a ja pochłaniałam to wzrokiem. Czemu on mi to robi?! – Albo w tej chwili znajdę się w tobie i wymęczę cię tak, że nie wstaniesz o własnych siłach przez długi czas – brutalnie pozbawił mnie koszulki i zjechał dłońmi pośladki – albo spędzę trochę czasu między twoimi nogami, a potem porządnie cię zerżnę.
-Cóż za romantyczna propozycja – mruknęłam i pochyliłam się by zassać skórę pod jego uchem.
-Wolisz kwieciste przemowy i serenady na twą cześć? – Zaczął delikatnie poruszać swoimi biodrami, a ja znowu zaczęłam odpływać.
-Nie, szczerość wystarczy. – Odpowiedziałam mu i zjechałam ustami na jego obojczyk. – Wybieram trzecią opcje.
-Nie ma trzeciej. – Wplątał dłoń w moje włosy i oderwał mnie od siebie. – Chyba, że jest to ssanie również innych części mojego ciała.

Dopiero koło 16 wszyscy postanowili pokazać, że jednak żyją. Ria siedziała na wyspie kuchennej z kubkiem herbatki miętowej. I chyba wyglądała najgorzej z nas wszystkich. Bliźniacy palili i o dziwo nie dyskutowali tak jak zawsze. Ja zadowoliłam się przysypianiem z czołem opierającym się na barku Billa, od czasu do czasu pociągając przez słomkę kawę mrożoną po którą pojechał mój kochany Saki.
-Tak się zastanawiam – zaczęła Ria ale tylko ja podniosłam na nią wzrok. – Billy…jakie ty witaminki łykasz, że tak długo możesz pociągnąć?-Ja i Tom jednocześnie się zakrztusiliśmy – on dymem, a ja swoją kawą. – Bo kiedy już pomyślałam „o kurczę, ale ona mocno doszła, to musi być już koniec”, zabawa zaczynała się od początku.
-To rodzinne – zaśmiał się.- Jem też dużo ananasów, może wciśniesz ich więcej Tomowi.
-Zaważ kochanie, że Bill dawno sobie nie używał, więc to wszystko się kumulowało i wybuchło.
- Oczywiście nikt nic nie robił sobie z tego, że siedziałam obok, czerwona jak burak i ogólnie zażenowana całą sytuacją. – W trasie jego numerki wyglądały jak gra w szachy – trzy ruchy i koniec gry. Ty, pomimo mojego wyczerpania po ciężkiej pracy miałaś pełen pakiet i nie przestawałem dopóki nie krzyczałaś.
-Zabiłbyś się gdybyś miał skoczyć z poziomu swojego ego do poziomu IQ.
- I vice versa braciszku.
Miałam już wstawać i iść by bardziej spalić się ze wstydu w swoim pokoju, ale Bill był szybszy i wylądowałam na jego kolanie.
-A ty gdzie wstydziochu się wybierasz, hmm?

I niby wszystko było pięknie, ładnie. Można nawet powiedzieć, że jak za starych dobrych czasów. Zastanawiałam się co będzie po tym jak wrócę do Nowego Jorku. Zaczynałam się przyzwyczajać do szybkich, spontanicznych akcji w ciągu dnia, a miękłam kiedy w nocy ukazywała mi się ta romantyczna osobowość Billa. Ta odrobina szczęśliwych chwil niedługo się skończy. W ciągu dwóch tygodni będę musiała wracać, przedyskutować sprawy ślubu i wesela, sprawdzić jak idzie kapitalny remont domu mojego i Adama. Myślałam o tym tylko wtedy kiedy byłam sama.
Najgorsze było dla mnie to, że przypominało mi się to dlaczego uciekłam do Stanów. Jakim człowiekiem, a właściwie to wrakiem człowieka byłam. Do czego się dopuściłam mając zaledwie 17 lat i ilu ludzi zniszczyłam swoim zachowaniem.
Nie, nie, Bian, koniec myślenia o przeszłości. Nic nie zmienisz, a teraz najważniejsza jest przyszłość.
I teraźniejszość, która ma dla ciebie fantastyczne rozrywki.

-Nie mogę się jeszcze połapać w tych strefach czasowych. W Niemczech mamy 19 więc u was jest 10. O 8 mamy z Davidem samolot z Berlina. Nie, nie każ mi już liczyć. W każdym razie zobaczymy się jakoś jutro kochanie. Mam nadzieję, że wszyscy w domu żyją.
-Tak mamo, jest okej. Żadnych siniaków, bójek, strzałów czy trupów. Nie licząc tych po imprezie.
-A jak zareagowały hieny na twój widok w LA?
-Są plotki o tym, że rzekomo rozstałam się z Adamem i ślub jest odwołany. Pod względem plotek to miasto jest chyba najgorsze. I jeszcze Adam nie odbiera moich telefonów.
-Wszędzie jest tak samo. Co na to wszystko twój ojciec?
- On tylko prosił mnie by nie powtórzyła się sytuacja…
-Ma racje. W tym mieście na imprezach narkotyków jest jak piasku na plaży. Mam nadzieję, że po ostatnim razie miałaś wystarczającą nauczkę by już nie brać…
-Nie mamo, pilnuję się – skłamałam na jednym wdechu i ścisnęłam nasadę nosa.
-Dobrze. To widzimy się niebawem. Kocham cię, papa.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć mama już się rozłączyła. Super. Brawo dla mnie, że znowu przed nią coś ukrywam. Obiecałam jej przecież, że nawet jeżeli to będzie najgorsza prawda, to jej powiem. Tylko po co ja miałam ją denerwować kilkoma wyskokami?

-Hej – powiedział Bill, opierając swoje długie ciało o futrynę. – Wszystko dobrze? Czemu gadasz przez telefon w łazience?
-Myślałam, że śpisz – powiedziałam, szybko wycierając z twarzy smugi mleczka. – Rozmawiałam właśnie z mamą. Jutro jakoś przylecą.
-Okej, to super. Grupa imprezowa się powiększy. – Przeciągnął się, chwytając górną część futryny. Koszulka podjechała mu do góry i wyłonił się spod niej lekko opalony, umięśniony brzuch. Całe szczęście, że trzymałam się umywalki. – Masz ochotę coś zjeść?
-Tak. Chcesz wyjść na miasto? Zdaje się, że lodówka jest prawie pusta.
Bill puścił futrynę i wszedł pewnie do łazienki. Uśmiechnął się i starł resztę mleczka z mojego policzka.
-A ty?
Pokręciłam głową.
-Niekoniecznie.
-Ja też. – Zdjął koszulkę i odwiązał tasiemki od spodenek. – Ale muszę wziąć prysznic. Przyłączysz się?
Spojrzałam na umywalkę. Zastanowiłam się co on takie ma w sobie, że dalej tak na mnie działa. To niedorzeczne!
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Bill był już obok i całował mnie tak mocno, że niemal siniaczył mi wargi. Kiedy wsunął ręce pod moje pachy i podciągnął mnie na umywalkę, oplotłam go nogami w pasie i odwzajemniłam pocałunek. Może to był najlepszy sposób by rozjaśnić sobie w głowie. W każdym razie ten poranek zapowiadał się ciekawie.
Jak przez mgłę docierało do mnie to, że odkręciłam lodowaty strumień. Byłam tak zajęta pomaganiem Billowi w zdejmowaniu mi koszulki, że nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Zamiast zakręcić wodę, wplotłam palce w jego włosy. Uwielbiałam to.
Objęłam ciasno jego szyję, gdy zatoczył się do tyłu, ściągając mnie z umywalki i wpadając na wieszak na ręczniki.
-Taka napalona…-wydyszał między pocałunkami, od których miękły mi kolana. Miękły do tego stopnia, że osunięcie się jak najszybciej na podłogę było właściwie jedynym wyjściem.
-Nie wmówisz mi, że to ja za dużo gadam – odparłam, pociągając go za sobą na zimne, twarde kafelki.
-A jednak.
Gdy usłyszałam męski głos, który na pewno nie należał do Billa, zatrzymało się moje serce.

poniedziałek, 10 lutego 2014

7



A rozpieszczę Was w ten poniedziałek! Miłego czytania. :D

 ***

Playhouse był jednym z najpopularniejszych klubów w Los Angeles. Zarezerwowanie stolika graniczyło z cudem. Chyba, że masz znane nazwisko, albo takich przyjaciół, a ceny na pewno nie ściągały klasy średniej. Znaczy się, ściągały, bo przecież w tym miejscu często bawiła się śmietanka towarzyska. Zaczynając na Ekipie z New Jersey, kończąc na Lindsey Lohan czy Rihannie.
Na parkingu klubu czekali na nas znajomi bliźniaków- Shiro Gutzie, producent muzyczny, który już współpracował z zespołem oraz jego dziewczyna, Shay Tod, która projektuje z jego pomocą kostiumy kąpielowe. Byli bardzo miłą parą.
Mimo tego, że wchodziliśmy do klubu tylnym wejściem, nie udało się ominąć papparazzi. Te hieny miały tak mocne lampy, że mimo dobrych okularów, człowiek mógł oślepnąć.

-Panno Rothfield, czemu zawdzięczamy wizytę w Los Angeles? Czyżby zaręczyny były już nie ważne i wracasz na stare, tokijskie śmieci?
-Gdzie jest Adam Rodgers? Czy to prawda, że ślub jest odwołany?
-Bill, to twoja dziewczyna? Czym ty odbiłeś ją z rąk miliardera?
-Ria, w którym miesiącu ciąży jesteś?

Reszty pytań już nie słyszałam, bo ochrona wprowadziła nas do środka. Po zdjęciu okularów widziałam na ścianie białe kropki. Co oni mają za lampy?!
-Czy ja przytyłam, że wyglądam jakbym była w ciąży?
-Nie wciągasz brzuszka na zdjęciach. – Zażartował Tom i pocałował ją w czoło.
Po otwarciu drzwi na główną salę, uderzyła we mnie bardzo głośna muzyka, a moc basu aż czułam w kościach. Wszędzie kolorowe neony, lasery, sztuczny dym i tłum ludzi pochłonięty tańcem albo rozmowami przy wyszukanych drinkach. W powietrzu unosił się zapach dymu z papierosów, a mieszanka perfum mogła po dłuższym czasie zemdlić.
-Nie zatrzymuj się – Tom złapał mnie za przedramię – na tej sali kręci się sporo reporterów, mamy zarezerwowane miejsca w mniej zaludnionej części.
Tak też było. Wejście na schody pilnowało dwóch ochroniarzy, a widząc nas, zdjęli czerwony sznur i kiwnęli na powitanie. Przeszliśmy też czarnym korytarzem, który oświetlały tylko różowe neony w ścianach, do mniejszej sali. Kilka stolików było już zajętych, parę osób tańczyło na parkiecie. Patrząc na znane mi kreacje kobiet, idealne kroje męskich garniturów czy biżuterię, wiedziałam, że ta salka to miejsce dla wysoko postawionych ludzi. Nie musiałam się też martwić tym, że moje zdjęcia trafią do każdego szmatławca czy portalu plotkarskiego. Każdy tu znał zasady i nikt nie zamierzał ich łamać. Prywatność była czymś, za co oddawali ogromnie pieniądze.
Zajęliśmy miejsca przy stoliku. Te czarne, skórzane kanapy aż krzyczały żeby się rozluźnić. Siedząc, miałam przed sobą panoramiczny widok na cały dolny klub przez szybę weneckiego lustra.
-Dobry wieczór państwu, nazywam się Rose i dzisiaj to ja obsługuję ten stolik. Chcą państwo już coś zamówić czy przyjść za chwilę? Mogę również polecić na dzisiaj arbuzowe Mojito lub Blue Hawaiian.
Nie zorientowałam się, kiedy Rose zabierała pustą szklankę i stawiała przede mną już czwartego (?!) kolorowego drinka. Nie odczułam tego jeszcze w nogach, ale w języku na pewno. Na szczęście reszta również nie była najtrzeźwiejsza, więc moja plątanina językowa nie bawiła tak bardzo.
-Dziewczynki! – Shay nagle wstała. – Leci „Under Control”, szybko na parkiet!
Krótka i obcisła sukienka nie pozwalała na mocne wyginanie ciała ale udawało mi się za nimi nadążać. Na szczęście na parkiecie była większa grupka ludzi, więc nie wyróżniałyśmy się zbytnio.
Zamknęłam oczy i zaczęłam kręcić biodrami w wolniejszy rytm piosenki. I rzeczywiście potrzebna mi była taka rozrywka. Nie żaden bal charytatywny, nie kolejna biznesowa kolacja. Impreza w gronie znajomych była dla mnie niczym wybawienie. Znowu mogłam poczuć się jak nastolatka, która nie musi przestrzegać etykiety. Euforia, wolność, szczęście – tymi słowami mogłam opisać te chwile.
Gdy Ria dostrzegła zamówione shooty na naszym stoliku, wyciągnęła nas z parkietu. Każdej z nas przypadł jeden żółty, zielony, niebieski i różowy. Wyglądały tak ślicznie, że aż szkoda było je wypić.
-To za co pierwsza kolejka? – Zapytała Shay i podniosła pierwszy kieliszek, a my poszłyśmy w jej ślady. – Już mam…za najlepszych chirurgów plastycznych, żeby zatrzymali dla nas czas.
-To było dobre! Tak więc – Ria podniosła kolejny kieliszek – wypijmy za to by być ostatnimi i jedynymi kobietami w życiu naszych facetów.
Drugi shoot wszedł mi trochę ciężej niż pierwszy. Czy to ja miałam tak słabą głowę, czy barmani dodawali nam za dużo alkoholu?
-Dawaj Bian – do ręki wciśnięto mi kieliszek z niebieskim trunkiem – twoja kolej.
-A ja – podrapałam się po głowie – proszę o to żeby nasi mężowie i kochankowie nigdy się nie poznali. – Przechyliłam szybko kieliszek i skrzywiłam się. – A czwarty za co?
-Za długi, mokry i wyuzdany seks moje drogie kobiety! – Odpowiedział Tom i stuknął się z nami swoim drinkiem.
I ten czwarty, słodki, różowy shoot mnie zabił.

Nie dosłownie. W każdym razie urwał mi się film. Gdzieś w podświadomości błyskały mi sceny z tańca na stole, kolejne drinki…
Dopiero w pełni świadoma swoich czynów ocknęłam się w sypialni…naga.
 Mając nad sobą Billa.
Odnalazł ustami moje wargi. Kochał się z nimi, pieścił językiem. Jego ręce błądziły po piersiach, biodrach i pośladkach. Ja tymczasem tylko jęknęłam cicho, zarzuciłam mu ramiona na szyję i zanurzyłam palce w splątanych włosach. Od dawna pragnęłam dotyku mężczyzny…jego dotyku, ale to co on teraz ze mną robił, było zdecydowanie lepsze niż sobie wyobrażałam. Obsypywał pocałunkami mój policzek, dotknął językiem wnętrza ucha, a potem przesunął się jeszcze niżej by chwycić wargami sutki.
Odchyliłam głowę w tył i zamknęłam oczy, żeby lepiej poczuć magiczny dotyk jego gorących ust i chłodnego metalu kolczyków.
-Och, Bill…
Przez moment się nie poruszał i spojrzałam na niego. Obserwował mnie jakby na coś czekał.
-Jeśli puścisz moje włosy, będę mógł kontynuować.
Na widok szerokiego uśmiechu zaczerwieniłam się i puściłam jego włosy. Jego cudowne usta pozostawiły ślad mokrych pocałunków wzdłuż dolnej części piersi, żeber, a następnie do pępka.
Przesuwał się w dół mojego ciała, ssąc szlak na podbrzuszu. Spazm wstrząsnął moim ciałem i zaśmiałam się.
-Dalej masz tu łaskotki?
-Mhmmm…
Położył dłoń na moim nagim udzie i tak długo i delikatnie wodził po nim palcami, że zaczęłam się niecierpliwić. Nie potrafiłam dłużej leżeć nieruchomo. Poruszyłam biodrami, wybiegając naprzeciw jego dłoniom. Pokręcił głową i wsunął dłoń między moje uda, lekko przycisnął. Drażnił mnie, kiedy zataczał nią małe kręgi. Kiedy z moich ust zaczęły wypływać błagania, wsunął ją głębiej.
Dotyk Billa był tak niezwykły, że przyciągnęłam go do siebie mocniej i wtulając twarz w jego szyję, jęknęłam. On nadal odprawiał swoje czary, a ja zapominałam o całym świecie.
Zacisnęłam dłonie w jego włosach, przyciągnęłam jego twarz i pocałowałam go, wkładając w to tyle uczucia na ile było mnie w tej chwili stać. Czułam zamęt w głowie i skurcz, który aż krzyczał, że stoję na skraju nowego świata, cudownego i strasznego.
-Otwórz oczy skarbie i rozluźnij się – szepnął, całując moje czoło. Patrząc w jego niemal czarne tęczówki, miałam ochotę się rozpłakać. Mój kochany Billy…- Złapię cię, kiedy będziesz spadać.
W tej chwili ufałam mu całkowicie, byłam gotowa zrobić wszystko, co mi każe.
Po chwili rzeczywiście miałam wrażenie, że spadam prosto w otchłań rozkoszy, a całe ciało pulsowało w uniesieniu.
I takie spełnienie było możliwe tylko dzięki niemu.
Mojemu brązowookiemu królowi z Loitshe.
*
Kilka godzin wcześniej.

-Ria, gdzie ty jesteś!? – Krzyknęłam kiedy nie znalazłam jej w swojej sypialni. Zdążyłam już poprawić swój makijaż po rozmowie z Tomem i mogłam się już ubierać do wyjścia. Pomińmy to, że biegałam po domu w krótkim szlafroczku, bo nie przyniosła mi sukienki. –Ria!
-Jesteśmy u Billa, właź! - Zapukałam w uchylone drzwi i weszłam do pokoju. Przy niskim stoliczku siedziała cała trójka. – Chodź, chodź, siadaj. – Poklepała puste miejsce obok siebie.
-Coś się stało? Co to za zebranie?
-Zebranie wspomagające – zaśmiał się Bill i wyciągnął ze swojej torby małą, wypełnioną do połowy saszetkę. – Nie jesteś nowicjuszem Bian, więc kolejka cię nie ominie.
Dla mnie w tym momencie czas się zatrzymał. I toczyłam w środku walkę z samą sobą. Przecież obiecałam ojcu, Adamowi…sobie.
Przymknęłam drzwi od pokoju i usiadłam obok Rii, która z uśmiechem zacierała ręce.
Bill wysypał część towaru z torebeczki na szklaną podkładkę i kartą zaczął rozdzielać porcje.
-Co ty taka blada się zrobiłaś Bian? – Zapytał Tom. – To tylko koka, gorsze rzeczy wciągaliśmy.
-Tak, tylko…
-Dawno nie brałaś? – Przerwał mi, a ja przytaknęłam twierdząco. – Billy, wydziel jej mniejszą porcje, nie chcemy przecież żeby totalnie nam odleciała.
-Okej, gotowe. – Odłożył kartę i przysunął podstawkę w moją stronę. – Czyń honory skarbie.
Posłał mi swój cwany uśmieszek i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Co mi szkodzi – powiedziałam i nachylając się nad swoją porcją, zakryłam jedną dziurkę nosa.

niedziela, 9 lutego 2014

6



Tak na samym wstępie – na blogu wreszcie zapanował ład i porządek. Ten piękny szablon zawdzięczam ASHLEY EVANS ! Vielen, vielen dank!
Przy okazji pochwalę się (lub pożalę), że zaczęłam trenować do egzaminu i cały dzień męczą mnie zakwasy… L

**
-Bian, ja wiem, że możesz czuć się nieswojo, ale naprawdę nie rozumiem czemu! To, że Natalie i David wylecieli na kilka dni nie oznacza, że masz siedzieć w pokoju.
-Ria, proszę cię...
-Ria to, Ria tamto! Wyłaź z tego wyra zanim znudzi mi się proszenie.- Zerwała ze mnie kołdrę.- Nie możesz ciągle się przed nimi chować.- Spojrzałam na nią błagalnie, ale jej bojowa pozycja i mina nie znikała. Nie miałam siły na starcia z bliźniakami. I chyba zatęskniłam za Adamem. Życie z nim szło mi tak łatwo. Szybkie kompromisy, mało kłótni, zaplanowana przyszłość. – Tym bardziej po zajściu w kuchni tego ranka. – Położyła się obok mnie. – Widzieliśmy z Tomem…
-Świetnie, niech jeszcze wszyscy na około się dowiedzą.
-Wiesz, że tak nie będzie. – Uśmiechnęła się do mnie i potargała po włosach.- A teraz zrobimy sobie przygotowania na dzisiejszy wieczór!
-Nie rozumiem…-wstałam z łóżka i sięgnęłam po papierosa.
- Idziemy dzisiaj do Playhouse!
-Wspólna impreza w jednym z najpopularniejszych klubów nocnych w Los Angeles?- Sercem byłam jak najbardziej za, ale myśląc o zdjęciach w szmatławcach , odechciewało się tego. - I niby jak ja mam tam jechać z nimi i nie robić publicznej szopki? W dodatku będzie to wyglądało jak podwójna „randka”…z pierścionkiem zaręczynowym w tle.
-Potrzebujemy się zabawić. Mamy zarezerwowany stolik w loży, gdzie zdjęć nam nie zrobią. – Poprawiła mi pościel na łóżku. – Uszy do góry, a ja idę po kosmetyki, zrobimy sobie małe SPA.
Jak mówiła, tak było. Przytargała do mojego pokoju stos kosmetyków w walizce. Peelingi, maseczki, lokówka, prostownica, przybory do makijażu…miała tego od groma. O ile nie więcej niż ja.
Zaczęłyśmy od peelingu, potem maseczka, krem. Najwięcej czasu zajął nam makijaż, ale miałam przy tym największą frajdę. Ria miała idealne usta, więc nie mogłam się powstrzymać przed pomalowaniem ich czerwoną, matową pomadką. Na oczach zrobiłam jej delikatnie wywinięte kreski, przyciemniłam załamanie powieki i użyłam odrobiny bronzera. Gdy ja zabrałam się za siebie, ona już zaczęła prostować swoje włosy. Ja postawiłam na czarno – złoty smooky eyes i pomadkę nude.
-Co zakładasz?- Zapytałam ją gdy kręciła mi włosy lokówką.
-Sukienkę z czarnych cekinów i sandałki na obcasie. Dla ciebie mam już małą czarną na jedno ramię. – Uśmiechnęła się do mnie w lustrze. – Będzie pasowała do twoich pięknych, czarnych szpilek, wyszywanych kryształkami ze złotym obcasem.
-Widzę, że mój Jimmy podbił twoje serce.
-Żartujesz?! Zabiłabym za te szpilki!
-Coś czuję, że musimy zabawić się w Pretty Woman.
-O nie..
-Kto nie chciałby się poczuć odlotowo, idąc tą niedorzecznie czystą ulicą, uzbrojony w sztywne papierowe torby?
-Gdybym posiadała twoją piękną, czarną kartę AMEX to może bym się skusiła na taki wypad.
-Zawsze można Toma z niej obrobić. – Pstryknęła mnie palcem w głowę. – Ała! Za co?
- Nie potrzebuję jego pieniędzy do szczęścia.
-No dobrze, już dobrze. Naciągniemy Adama. Za jego ostatnie wyskoki zafundujemy sobie zakupy. – Położyła dłoń na moim ramieniu i uważnie spojrzała na moje odbicie. – Nie mrugnie okiem na rachunek, a ja jakoś ci się odwdzięczę.
-Jakie wyskoki?
- Ostatnio często się kłócimy i coraz ciężej jest dojść nam do porozumienia. – Machnęłam ręką. – To się zdarza w każdym związku. Poza tym wyjechałam z Nowego Jorku cztery dni temu i to wystarczyło żeby zadzwonił z przeprosinami i nagle zmienił tok myślenia. Myślę, że to przedślubny stres dopadł i jego i mnie.
-Natalie mówiła…
-Moja matka wszystko wyolbrzymia. – Przerwałam jej. – Proszę cię, nie rozmawiajmy na ten temat już. Mam dość tłumaczenia całej sytuacji i domniemań moich rodziców.
-Ponieważ nie dociera do ciebie, że oni widzą jak wygląda twój związek z tym bucem, którego idealizujesz. – W moim pokoju pojawił się Tom. Tak, ten Tom. Jak gdyby nigdy nic, usiadł na łóżku, odpalił mojego papierosa. – Co oczywiście dziwi wszystkich. Ten facet strasznie cię zmienił.
-Otworzył oczy, a nie zmienił. – Wyciągnęłam z paczki papierosa i oparłam się o drzwi od balkonu.
- Tak nazywasz nagły zanik asertywności? W telewizji pokazują jak stoisz za nim i wdzięczysz się jak piesek na wystawie. Twój ojciec dzwoni do Nat w nocy z żalami. – Strząsnął popiół do popielniczki.- A kiedy twoja matka przyjeżdża ty się rozklejasz i boisz się jemu postawić.
-Do czego dążysz? – Czułam, że ta rozmowa ma na celu kolejne wyprowadzenie mnie z równowagi. Co innego zapewni Tomowi taką rozrywkę jak uprzykrzanie mi życia? – Jeżeli chodzi ci o wspólną imprezę to nie ma problemu, nie muszę z wami iść. Uważam nawet, że to nie jest dobry pomysł.
-Zostawię was samych, powinniście porozmawiać.
Ria zabrała swoje ubrania i wyszła z pokoju. Oczywiście nie zostawiła nas dopóki nie pocałowała go i rzuciła groźne spojrzenie.
- Nie chodzi mi o imprezę…-westchnął.- Uważam, że jesteś cieniem osoby, którą byłaś kilka lat temu. I już sam nie wiem czy to sytuacja z Francji z samym Billem w roli głównej tak cię zniszczyła, czy ten koleś tak ci mąci w głowie.
-Tom…-usiadłam obok niego.
-Nie, czekaj. Daj mi skończyć. – Odgasił papierosa w popielniczce i podał mi ją. – Wiesz, że jako jego brat zawsze będę go bronił. Mimo tego, że cię zranił powinnaś dać mu szansę na wyjaśnienie tej pojebanej sytuacji, a ty zniknęłaś z dnia na dzień. Zerwałaś kontakt z nami wszystkimi jakbyśmy nic dla ciebie nie znaczyli.
-Tom, on z każdym dniem łamał mi serce jeszcze bardziej. Bill nie potrafił żyć bez sławy, nie potrafiłam nauczyć go jak ma funkcjonować w tym świecie. On się wyniszczał, a ja razem z nim. Potrafiłam znieść fanki, życie w trasie, ukrywanie się…-wrzuciłam niedopałek do popielniczki. – Był tak zafascynowany tym życiem, że ja byłam mu tylko potrzebna w łóżku. Myślałam, że chwilowy brak mnie, zwróci jego uwagę. I się zdziwiłam gdy zobaczyłam artykuł, gdzie na zdjęciach siedział sobie w restauracji z tą całą Pauline, a potem zabrał ją do hotelu.
-On cię nie zdradził. Ona robiła z nim wywiad, laska prowadzi forum zespołu we Francji, musimy spotykać się z takimi osobami. Przyprowadził ją tylko po to, by poznała zespół.
-Wiem o tym. David mi to wyjaśnił. Mimo wszystko nie musiał się z nią spotykać sam na sam.
-Skoro David ci to wyjaśnił, wiesz, że Bill cię nie zdradził i chodziło tylko o promocję zespołu w tym kraju to o co chodziło Bian?- Stanął przede mną, a ja schowałam twarz w dłoniach. O nie, nie, nie, nie mogłam się rozklejać. – Wytłumacz mi to, proszę cię. Zawsze byłem tą osobą, do której przybiegałaś jak coś się stało. Wiesz, że mimo wszystko traktuję cię jak siostrę. Czemu ty nam to robisz? – Kucnął przede mną i złapał moje ręce. – Spójrz na mnie i proszę cię, nie płacz.
-Tom, przepraszam. – Przytuliłam się do niego mocno. – Po tym wyjeździe zawalił mi się świat. Nie mogłam przez to patrzeć na siebie, a co dopiero na was. Wybacz mi, ale nie jestem gotowa by o tym rozmawiać. To co teraz widzisz – wskazałam na siebie – to osoba, która jest cząstką dawnej mnie, a którą terapeuta naprawiał. I chyba tutaj, dzięki wam, dochodzę powoli do siebie.
-Gdybym tylko mógł ci jakoś pomóc…
-Teraz to robisz. – Złapałam jego rękę. – Dajesz mi nadzieję…jak dawniej.