czwartek, 10 kwietnia 2014

12

Smutna wiadomość, bo to jest ostatni odcinek "P.S. Liebe dich". Żegnam się z Wami na tym blogu, a przywitam niedługo na FBL, który jest kontynuacją tej opowieści.
Serdecznie dziękuję tym, którzy czytali i komentowali poczynania Bian. Mam nadzieję, że spotkamy się na drugim blogu.
Nie, nie będzie żadnych kwiecistych przemów. Miłego czytania :)

*

- Proszę usiąść – sędzia zajął swoje miejsce. Po tak silnych lekach na uspokojenie, moje reakcje były nieco spowolnione. Jablonsky, mój prawnik, złapał mnie za ramię i pomógł usiąść. Za te pieniądze, które dostaje, powinien był nosić mnie nawet na rękach. Zaraz za nami siedział mój ojciec i Carry. Uparli się, że będą ze mną na sali. Po mojej prawej, przy stole, siedział prawnik Adama, a on sam, za szybą, pomiędzy funkcjonariuszami. Zaraz po tym, jak go złapali, prokurator zarządził tymczasowy areszt, ale nie dziwiło mnie to, bo tym prokuratorem była bezwzględna kobieta. To dzięki niej i paru innym, sprawę uznano za priorytet i równo miesiąc po zdarzeniu, siedzieliśmy na sali rozpraw. – Zgodnie z artykułem 197, paragraf 1 kodeksu karnego, którego treść brzmi „kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”. Sąd po naradzie, uznaje oskarżonego, Adama Rodgersa za winnego i ustanawia karę 10 lat pozbawienia wolności. Czy są jakieś pytania? – Sędzia odczekał chwilę i kontynuował. – Dziękuję państwu za uwagę.
- Zniszczę cię! – Jego krzyk wywołał u mnie dreszcze. – I jego też!
Wyślizgnął się z rąk funkcjonariuszy i zaczął uderzać w szybę, oddzielającą go od nas. Był wściekły, a w dodatku mi groził. Co jak co, ale on zawsze dotrzymywał słowa i tego się bałam. Martwiłam się o to, że jego zemsta może dosięgnąć całą moją rodzinę, jak i przyjaciół.
- Nie zwracaj na niego uwagi – ojciec objął mnie ramieniem, a drugą ręką uścisnął dłoń mojemu prawnikowi. – Dziękuję panu bardzo, to był kawał dobrej roboty.
- Najważniejsze, że trafił za kraty. Sędzia Smith zawsze surowo kara takich ludzi, dlatego też wnioskowałem, żeby on prowadził sprawę.
Cieszyłam się, że mam to wszystko za sobą. Byłam wolna, a Adam został skazany. Może przez te 10 lat w areszcie czegoś się nauczy. Dopiero teraz, po kilku miesiącach zmagań, mogłam odetchnąć. Nie musiałam udawać przykładnej narzeczonej, nikt nie kazał mi brać udziału w imprezach, wiążących się z interesami czy być kurą domową. Mogłam w końcu żyć, tak jak tego chciałam.
Niestety nie udało nam się uniknąć medialnej burzy. Adam, jak i ja, jesteśmy dość znanymi osobami i ciężko jest kamuflować wszystko, co robimy. Dzięki pomocy Elisy, która mimo tego, że nie mogła zostać w Nowym Jorku, udało się podkolorować to wszystko. Puściliśmy kilka plotek na temat aresztowania Adama – narkotyki, oszustwa podatkowe, interesy z niewłaściwymi ludźmi. Nie wnikałam skąd ta kobieta brała ludzi, którzy wypowiadali się na ten temat publicznie. W każdym razie, sprawa została zatajona, a nikt nie pisnął słowa o tym, co działo się naprawdę. Jak to się jej udało, bez funduszy, które mój ojciec był skory poświęcić dla mojego spokoju? Musiała mieć dobre kontakty, albo brudy na wielu ludzi. Poprosiła tylko aby pieniądze, które miały być przeznaczone na przekupienie ludzi, przeznaczyć na domy dziecka. Oczywiście tak się stało. Chciałam się dowiedzieć czegokolwiek na jej temat i odwdzięczyć, ale ona była jak człowiek widmo. Wiem tylko, że mieszka w Los Angeles i jest agentem w FBI. Zostawiła mi swoją wizytówkę z numerem telefonu, na który miałam dzwonić, jeżeli czułam taką potrzebę.
I będąc już w rodzinnym domu, w swoim starym pokoju, wyciągnęłam telefon i wybrałam jej numer. Rozmawiałyśmy ze sobą bardzo często. Ona nawet nie zdawała sobie sprawy, ile ja jej zawdzięczam. Gdyby nie rozmowy z nią, pewnie siedziałabym zamknięta w pokoju, ryczała i użalała się nad sobą.
- Halo, halo gwiazdo! Jak było w sądzie?
- Dzięki tobie wszystko poszło bardzo dobrze. Dostał 10 lat.
- I tak będzie się odwoływać, ale Smith mu nie odpuści. Odkąd jego córka padła ofiarą tego samego, nie jest wyrozumiały dla takich osób. Jak on przyjął wyrok?
- Niezbyt dobrze – westchnęłam głośno i usiadłam na parapecie. Miałam ochotę zapalić, ale żona mojego ojca, dała zakaz i trzeba było schodzić do palarni, albo na dwór. Uparta kobieta. – Powiedział, że zniszczy mnie i jego.
- Jego, to znaczy kogo?
- Obstawiam Carrego, bo w końcu to dzięki niemu wszystko się wydało. Zmieniając temat, kiedy będziesz miała trochę wolnego? Chciałabym cię zabrać na obiad czy coś, w ramach podziękowania.
- Och, daj spokój, to moja praca. Kiedy przylatujesz?
- Za dwa dni. Mieszkanie jest już gotowe, dzisiaj weszła ekipa sprzątająca, jutro mają przywieść resztę mebli.
- Twoja mama pewnie się cieszy, że będziecie w jednym mieście. Jak zrobisz parapetówkę, to kupię ci jakiegoś kwiatka, więc nie szalej z nimi. Alan nie może się doczekać, jak dołączysz do jego grupy. Twoje portfolio zrobiło na nim wrażenie, a w dodatku zbliża się dużo imprez i potrzebna mu pomoc przy makijażach.
- Mam nadzieję, że to nie będzie roślina, która wymaga dużo opieki, bo nie mam ręki do kwiatów. Jak ja ci się odwdzięczę?
- Zacznij żyć tak, jak chcesz. To będzie dla mnie najlepszym prezentem – usłyszałam jak ktoś do niej wszedł i zaczął mówić coś o sprawach służbowych. – Muszę kończyć, praca wzywa. Do zobaczenia.
Nim zdążyłam coś powiedzieć, usłyszałam w telefonie, jak zakończyła rozmowę.
Mieszkając z ojcem, musiałam dostosowywać się do zasad, które panowały w tym domu. Wracać wcześniej, jeść wspólne posiłki, spędzać wspólnie niedziele, razem z jego żoną i młodszym rodzeństwem. Zanim się wyprowadziłam z rodzinnego domu, narzekałam na to, a teraz? Teraz uważam, że to dobre, bo mimo wszystko, człowiek wtedy czuje, że ma rodzinę i ma się do kogo odezwać. Chyba się starzeję.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi – Proszę!
- Przyniosłam panience walizki, trzeba powoli pakować rzeczy.
Te dwa dni minęły bardzo szybko. Nie zabierałam ze sobą wszystkich ubrań, w końcu Kalifornia może pochwalić się ciągłym słońcem i ciepłem. W przeciwieństwie do Nowego Jorku, w którym zima była okropna.
Wiedziałam, że w Los Angeles czeka mnie dobre życie. Mogłam je przeżyć tak, jak tego chciałam. Po sprzedaniu apartamentu na Manhattanie, kupiłam mieszkanie na Mar Vista w zachodniej części LA. Jest to głównie dzielnica mieszkalna z apartamentowcami i domami jednorodzinnymi. Dużym plusem jest to, że mam niedaleko do plaży i Santa Monica. Udało mi się dostać dwupoziomowe mieszkanie, z wielkimi oknami, w pięknej okolicy. W dodatku pensja, którą zaoferował mi Alan, spokojnie starczała na opłacanie rachunków i życie na dobrym poziomie. Nie musiałam być już zależna od ojca, któremu to za bardzo się nie podobało. Jego dziewczynka wchodziła w dorosłe życie. Powinien się cieszyć, że się usamodzielniam, a nie psioczyć, że go zostawiam.
W piątek, około godziny 12, siedziałam już w prywatnym samolocie. Chociaż na to musiałam się zgodzić, żeby uspokoić tatę.

- To mieszkanie jest świetne! – Moim pierwszym gościem była mama, która odebrała mnie z lotniska. Odkąd dowiedziała się, że zamierzam zamieszkać w LA, entuzjazm jej nie opuszczał. – Musimy zrobić tutaj małą imprezkę dla najbliższych. Tak w ogóle to opowiedz mi o swojej nowej pracy.
- Co tu dużo mówić – odpaliłam papierosa i usiadłam przy kuchennym stole. – Wysłałam swoje portfolio i CV do Cavilla. Zadzwonił, zaproponował współpracę. W dodatku to przyjaciel tej agentki, która czuwała nad moją sprawą, Elisy, więc Alan zapałał do mnie większym entuzjazmem. W poniedziałek mamy zebranie ze wszystkimi pracownikami, zobaczę jak wygląda praca i we wtorek już zaczynam.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Alan ma wspaniałą renomę i pracują z nim najlepsi w swoim fachu. Gdyby nie Tokio, to sama bym się ubiegała o pracę u niego. To wspaniały fryzjer i wizażysta.
- Wiem, czytałam o nim, jest bardzo wymagający.
- A jak z Billem?
Temat młodszego Kaulitza był dla mnie niewyjaśnioną sprawą. Ten człowiek był chodzącą sprzecznością. Kiedy byliśmy sami, zachowywał się tak, jak dawniej. Miałam wrażenie, że tylko wtedy pokazywał swoje Ja. Zmieniał się wtedy, gdy byliśmy w towarzystwie, jakby wstydził się tego, co nas łączyło. – Poprosiłam go o spotkanie. Zamierzam go przeprosić i powiedzieć, co stało się podczas trasy.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Muszę to w końcu z siebie wyrzucić i przedstawić całą sytuację. Ma prawo wiedzieć, to też dotyczy jego.
- Mam tylko nadzieję, że dojdziecie do porozumienia.
- Ja też.

Montage Beverly Hills jest pięciogwiazdkowym hotelem w LA. Odwiedzając to miasto, zawsze się tu zatrzymywaliśmy. Do dyspozycji mieliśmy luksusowe SPA czy salon fryzjerski, a także butiki. Nie trzeba było się oddalać od hotelu, bo był wyposażony we wszystko, co tylko potrzebowaliśmy. Z Billem byłam umówiona na 15 w Conservatory Grill, jednym z czterech lokali gastronomicznych. Dzień wcześniej udało mi się zarezerwować stolik na tarasie, z którego widać było całe Beverly Hills.
- Po co ty mnie tu właściwie ściągnęłaś? – Oderwałam wzrok od swojego telefonu, by umieścić go na blondynie. Swoje włosy związał w kitkę, twarz ukrył za dużymi okularami. Obcisłe spodnie i skórzana kurtka, która miała pełno ćwieków, zwracała uwagę osób w restauracji. Rzucił niedbale telefon i papierosy na stolik. – Nie mogliśmy porozmawiać u ciebie albo u mnie? Szukasz sensacji?
- Cieszę się, że jednak przyjechałeś – nie zwróciłam uwagi na jego pretensjonalny głos. – Mimo dwudziestu minut spóźnienia.
- I tak nasze spotkanie nie potrwa długo, muszę wracać do studia – wyciągnął z paczki papierosa i odpalił go. – O co chodzi?
- O nas. – Na te słowa, Kaulitz zakrztusił się zaciąganym dymem. Poczułam się jak kretynka, a on dał mi ku temu dobry powód. Pochylił się nad stolikiem i spojrzał na mnie znad okularów.
- Ująłbym to innymi słowami. O ciebie i o mnie, nie ma nas – oparł się o krzesło, a jego beznamiętny wyraz twarzy wcale mi nie pomagał. – Powiem ci jak to wygląda z mojej perspektywy. To był tylko seks. Podczas trasy czy twojego pobytu u nas, nic więcej, więc czego ty oczekujesz?
- Chciałam z tobą porozmawiać o moich…ucieczkach…
- Ale ja nie chcę do tego wracać – przerwał mi i odgasił papierosa. – Ciągle uciekasz, nie stawiasz czoła sytuacjom, chowasz się za ojcem. Nie będę żyć przeszłością, bo ty masz takie widzimisię.
- Nawet nie zamierzasz mnie wysłuchać?
- Nie mam takiej potrzeby. Współpracuję z twoją matką i nie chcę, żeby nasze relacje miały na to wpływ. Właściwie, to chciałbym żeby nasze relacje się do tego ograniczyły.
Zaczęłam szybciej mrugać oczami, byleby się nie rozpłakać. Okazuje się, że byłam dla niego zwykłą szmatą, nikim więcej. Zabawką, której używał, jak miał ochotę. Wyciągnęłam ze swojej torebki okulary przeciwsłoneczne, które zaraz założyłam, a pod filiżankę włożyłam dwadzieścia dolarów. Pod moją paczką papierosów leżał list. Dać mu go, czy nie?
- W takim razie, to męczące spotkanie, dobiegło końca – wrzuciłam paczkę do torby, razem z kopertą i skierowałam się do wyjścia.
Jak on mógł się stać takim potworem? Bez serca, bez sumienia. Nie było w nim ducha nastolatka, tylko zgorzkniałego faceta, który nie widzi nic, poza czubkiem swojego nosa. Interesowała go tylko współpraca z moją matką? Proszę bardzo, ja nie będę się w to wtrącać.
- Kurwa – mruknęłam pod nosem, kiedy po mojej twarzy zaczęły spływać pierwsze łzy. – Egoistyczny dupek.
- Nie ma co wylewać łez – w mało kulturalny sposób wytarłam twarz o rękaw i spojrzałam na „pocieszyciela”. Wysoki brunet, niebieskie oczy, słaby zarost. Wyglądał jak erotyczny sen każdej kobiety. – Faceci po fakcie wiedzą, co tracą.
- Być może – otworzył przede mną drzwi i przepuścił pierwszą. – Dziękuję.
- Może mógłbym jakoś pomóc?
Zaśmiałam się, otwierając samochód pilotem. – Chyba nie. – Wrzuciłam swoją torebkę na siedzenie pasażera i stanęłam przed nim. Był idealny. – Gdybyś mógł cofnąć czas o 10 lat, to byłoby świetnie…ewentualnie, gdybym zniknęła stąd, też by było dobrze. Sprawiam ludziom za dużo problemów.
- Nie jestem dobrym czarodziejem – starł mi kciukiem łzę z policzka i uśmiechnął się ciepło. Ja tylko napięłam się jak struna. – Owszem, sprawiasz niektórym problemy, chociażby Adamowi.
- Słucham?
- No cóż, twoje drugie życzenie jest dla mnie rozkazem, Bian.