czwartek, 27 marca 2014

11

Udało mi się napisać ten odcinek szybciej, niż się tego spodziewałam. Również informuję Was o tym, że jest to jeden z ostatnich na blogu. Nie zostawiam Was...szykuję kontynuację, ale będzie to historia innej osoby.
No i wybaczcie mi błędy, bo nie mam już głowy do większej korekty.
Miłego czytania :)
*

Wyobrażałam sobie, że ktoś mnie uratuje.
Wyobrażałam sobie, że jestem małą dziewczynką, która miała zły sen. Nagle w pokoju zapali się światło, mama wejdzie do środka i uśmiechnie się do mnie ciepło. Nawet w głowie rozbrzmiał mi jej delikatny głos.
Kochanie, to tylko zły sen”
Następnie położy się obok mnie, przytuli do swojej piersi i zacznie głaskać uspokajająco po włosach.

„Kraju niedźwiedzia i kraju orła
Kraju który nas urodził i błogosławił
Kraju który nazwał nas swoimi wychowankami
Wrócimy do domu przez góry
Wrócimy do domu, wrócimy do domu”*


Na wspomnienie piosenki, którą mama śpiewała mi do poduszki, przestałam krzyczeć. Po mojej twarzy dalej spływały łzy. Jego westchnięcia sprawiały, że cofało mi się wszystko co jadłam dzisiejszego dnia.
- Już nie jesteś taka wyszczekana, co? – Zszedł ze mnie. Zostawił mnie tak przywiązaną i poszedł do łazienki. Nie zamierzał się załatwić, ani wziąć prysznic, tylko szykował sobie kąpiel, bo doleciał do mnie zapach jaśminowego płynu. – Zastanów się dobrze jakie słowa chcę usłyszeć, żeby stwierdzić, że zasługujesz na rozwiązanie.
- Życzę ci abyś zdychał…powoli i boleśnie.
Co prawda, jak on mnie kopał i leżałam twarzą wciśniętą w poduszkę, udawałam, że mnie nie ma, że nie boli. Miałam nadzieję, że jeszcze kopnie raz, no, może dwa, skoro się nie ruszam. Leżałam cicho na tym przeklętym łóżku i nie dawałam znaku życia. Hamowałam krzyki poprzez zagryzanie wargi i nawet metaliczny smak krwi w ustach nie pozwalał mi przestać.
Kopnął kilka razy, a potem mnie zostawił. Nawet nie drgnęłam, bo mógł zmienić zdanie i wrócić.
To był właśnie kolejny moment, w którym ktoś powinien mnie ocalić. Ale nikogo nie było.
Ojciec o mnie zapomniał?
A może myślał, tak jak ja, że dam sobie radę z Adamem i on nic mi nie zrobi? Ale Adam, którego ja znałam, nie był od przytulania czy kochania, tylko od rujnowania mnie bardziej, niż byłam zrujnowana. Zawsze mówił : nigdy cię nie skrzywdzę, będziemy szczęśliwi. To już powinno mnie ostrzec, bo przecież ktoś, kto nie ma zamiaru skrzywdzić, tak nie mówi.
Nie należy ukrywać swoich uczuć.
Nie należy chować się przed światem.
Nie należy się martwić.
Żyj tym co masz teraz, a nie przeszłością.
Jak te kłamstwa pięknie brzmiały w jego ustach. Jak jego oczy patrzyły na mnie czule. Jak jego silna, męska dłoń dodawała mi otuchy.
Teraz jego głos wywoływał u mnie dreszcze, jego wzrok sprawiał ból, a dotyk powodował obrzydzenie.
- Halo? – Do moich uszu dotarł głos, dobrze mi znany. – Jest tu ktoś? – Skrzypnięcie podłogi, szelest ubrań. – O kurwa! Bian!
- Carry…- moje nadgarstki zostały natychmiast uwolnione przy pomocy scyzoryka, który on zabrał jakiemuś nastolatkowi. Carry trenował Krav Magę. Szliśmy po jego zawodach do auta, kiedy dzieciak zażądał od nas kosztowności. Nie miał szans z moim przyjacielem. Od tamtej pory Carry się z nim nie rozstawał, co mnie zawsze bawiło, a teraz przyniosło ulgę. Z moich nóg też zniknęły sznury, a ja dalej leżałam bezwładnie. Straciłam czucie we wszystkich kończynach. Usłyszałam jak wzywał Policję, a za chwilę z łazienki wybiegł Adam.
Wrzeszczeli na siebie, szarpali…aż nastała cisza.
Adam leżał nieprzytomny na podłodze, a Carry na niego splunął i kopnął w brzuch.
- Bian…- zaczął miękko i powoli do mnie podszedł. A ja się go nie bałam, bo przecież gej mnie nie skrzywdzi, prawda? – Możesz się ruszyć?
- Zabierz mnie stąd – wyciągnęłam do niego rękę, a on bez cienia sprzeciwu wziął mnie na ręce i skierował się do salonu. Kiedy moja pupa zetknęła się z kanapą, od razu syknęłam. Carry zaczął krążyć nerwowo po salonie, a jego szczęka była zaciśnięta. – Jakim cudem tu się znalazłeś?
- Czy to jest w tej chwili ważne? – Zatrzymał się na wprost mnie i zaraz przykucnął obok. – Zapewniam cię, że on nic ci więcej nie zrobi. W przedpokoju mam torbę z ubraniami, przyniosę ci coś, za chwilkę jestem.
Po raz kolejny w swoim życiu traciłam kontrolę nad tym, co dzieje się wokół mnie.
Carry pomagał mi założyć jakieś spodnie dresowe, które na szczęście nie przylegały mi do ciała. Zaraz pojawili się funkcjonariusze Policji. Ledwo docierało do mnie to, co się działo w moim mieszkaniu.
Adam odzyskał przytomność, Carry nie przyłożył mu za mocno. Nie reagowałam na słowa nikogo. Szok dalej ze mnie nie schodził. Na szczęście nikt oprócz mojego wybawcy mnie nie dotykał, bo to skończyłoby się histerią z mojej strony.
- Zawieziemy panią do Placówki medycznej, gdzie zostaną wykonane badania. Jeżeli ma pani życzenie, może jechać z nami pani przyjaciel lub wezwiemy kogoś, z kim poczuje się pani pewniej – stała przede mną funkcjonariuszka. Mogła być w moim wieku, a to, że była blada, zapewne świadczyło o tym, że sytuacja nie była dla niej łatwa. – Czy mamy kogoś poinformować?
- Carry, pojedź ze mną i zadzwoń do ojca – podał mi rękę bym mogła wstać.
- Tylko wezmę ci jakieś rzeczy do przebrania i buty.
W mieszkaniu pojawiło się więcej funkcjonariuszy. Zabrali Adama, którego wcześniej zakuli w kajdanki. Jego wzrok, gdyby mógł, to by mnie zabił.
Wraz z tym jak wsiadłam do radiowozu, zaczęła się dalsza procedura. Poinformowano placówkę medyczną o sytuacji, do której już mnie wieziono. Przekazano mnie personelowi. Ta cała szopka z ginekologami czy psychologami wyprowadzała mnie z równowagi, a zwłaszcza te litościwe i współczujące spojrzenia. Jak ja mogłam się czuć? Przecież po tym co ten potwór mi zrobił nie mogłam tryskać entuzjazmem.
Po badaniach zaprowadzono mnie do łazienki, gdzie mogłam skorzystać z prysznica i przebrać się w rzeczy, które zdążył spakować mi Carry. Nie wiem jakim cudem udało mu się tak szybko znaleźć wygodną bieliznę, dresy i adidasy, ale cieszyłam się, że dostałam luźniejsze i niewyzywające ubrania.
- …tak panie Rothfield, pan Rodgers został aresztowany. Musimy jeszcze zabrać pana córkę na przesłuchanie. Oczywiście zajmie się nią osoba specjalnie przeszkolona. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by zachować sprawę w tajemnicy.
- Myszko, jak się czujesz? – Gdy pojawiłam się na korytarzu, ojciec odbiegł od Policjantki. Nie wyglądał najlepiej. Czułam się winna temu, że nie miał ze mną łatwego życia. – Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Chcę zniknąć – wyszeptałam i wtuliłam się w jego ramiona.
Na komisariat pojechałam już autem ojca, który nie zgodził się na moją kolejną podróż radiowozem. Kazano nam wjechać na policyjny parking i wejść tylnymi drzwiami, żeby nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania wśród interesantów. Zaprowadzono mnie na drugie piętro, do pokoju numer 24. W przeciwieństwie do części budynku, przez który przechodziłam, ten pokoik wyglądał ładnie. Ściany były pomalowane na jasnozielony kolor, a wykładzina wyglądem miała przypominać ciemne panele. Po środku stał prostokątny stolik, a przy nim dwa krzesła. W antyramach, które wisiały na ścianach, było pełno kolorowych rysunków z rąk dzieci, na komodzie stały różne pluszaki, doniczki z kwiatami. I swoje miejsce dostała również dwuosobowa sofa. Był to pokój, w którym pewnie przesłuchiwano dzieci, więc co ja tu robię?
Ktoś zapukał do drzwi, a następnie je otworzył. Moim oczom ukazała się ciemnowłosa kobieta, która nie mogła być ode mnie starsza, a jeżeli już, to naprawdę niewiele. Patrząc na jej misternego koka, sińce pod oczami czy bezpłciowe ubrania, doszłam do wniosku, że kobiety marnują swoją urodę w takiej pracy.
Na mój widok, uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła do mnie swoją dłoń.
- Witaj Bian, nazywam się Elisa O’Donell – uścisnęłam jej dłoń. – Mam nadzieję, że nie będzie przeszkadzało zwracanie się na „ty”?
- Nie ma problemu – kobieta usiadła na krześle na wprost mnie. Ile ona ma już lat służby, że rozmawia z takimi osobami? – Wybacz mi, ale nie wyglądasz na kogoś, kto ma duże doświadczenie w takiej pracy.
- Wiele osób mi to mówi – kiedy się uśmiechała, wyglądała o wiele lepiej. – Jestem na służbie prawie 7 lat, a miałam równo 18 lat, gdy wstąpiłam w te szeregi.
- A co na to twoja rodzina? – Odłożyła długopis na stolik i spojrzała na mnie uważnie. Uraziłam ją? Wkroczyłam na niebezpieczny temat? Chyba powinna zrozumieć, że chcę ją trochę poznać.
- Nie mam rodziny. – Na jej twarzy nie drgnął żaden mięsień. -  Bian, wiesz, że uciekając od tego, po co tu jesteśmy, nie ułatwiasz sobie sytuacji?
- Przepraszam, ja…
- Nie masz za co przepraszać. Chcesz kawy, herbaty, wody? – Pokiwałam przecząco głową. – A może chcesz zapalić? Teoretycznie to nie powinno się tu palić, ale kij z nimi. – Wyciągnęła z kieszeni bojówek paczkę papierosów i zapalniczkę. Otworzyła okno, a do jakiegoś pojemniczka, który stał na parapecie, wlała odrobinę wody do kwiatów. Prowizoryczna popielniczka. – Okej, możesz mi coś powiedzieć o swoich ostatnich dniach? Jak je spędziłaś, z kim się spotkałaś?
- Przez niecałe dwa tygodnie byłam w Los Angeles, u swojej mamy i przyjaciół. – Poczęstowałam się papierosem, a ona mi go podpaliła.
- Ja mieszkam w LA. Podobało ci się tam? Opowiedz mi coś więcej o tym wyjeździe.
-  Poleciałam tam z mamą, żeby odetchnąć od niego. Często się kłóciliśmy, dochodziło do tego, że podnosił na mnie rękę, ale nie uderzył mnie, tylko mocno ściskał ramię czy podbródek. Wraz z tym jak żegnałam się z Nowym Jorkiem, nie sądziłam, że ponownie ładuję się w bagno. – Elisa patrzyła na mnie ze skupieniem, a ja oparłam się wygodniej o krzesło. – Ludzie, z którymi mieszkałam w Kalifornii, byli dla mnie jak rodzina, dopóki nie wpadłam w tarapaty. Seks, alkohol i narkotyki, to rzeczy, których nikt w show-biznesie sobie nie odmawia. To mnie zniszczyło. Wpadłam w nałóg, prawie umarłam…straciłam dziecko i musiałam wyjechać, zostawić ich bez słowa – strząsnęłam popiół. – Powiedzmy, że po pięciu latach byłam gotowa stawić im czoło, a zwłaszcza Billowi. Z jego bratem doszłam do porozumienia, a z nim samym wylądowałam w łóżku. I to nie raz. Czy byłam pijana, naćpana czy trzeźwa, nie miałam z tym problemu.
- Z krótkiej rozmowy z twoim ojcem, dowiedziałam się, że wróciłaś do Nowego Jorku dużo wcześniej niż było planowane.
- Tak, miałam zostać jeszcze ponad tydzień, a może nawet dwa. Przez przypadek usłyszałam rozmowę na mój temat. Zostałam mianowana dziwką Billa, którą ma na skinienie palcem i w każdej chwili może zniszczyć. Byłam dla niego pomocą w wybiciu się. Czułam, że tak jest odkąd przekroczyłam próg ich domu. Dopiero jak usłyszałam te słowa, chciałam to zakończyć i postanowiłam wrócić do domu.
- Nikogo nie informowałaś o swoim powrocie?
- Powiedziałam mamie, że muszę już wracać, bo mam nagłe sprawy do załatwienia. Jeszcze tego samego dnia kupiłam bilet do Nowego Jorku, a następnego dnia miałam samolot. Wraz z opuszczeniem pokładu, czułam jakbym znowu wracała do więzienia. Wizja kolejnych kolacji charytatywnych, biznesowych obiadów czy firmowych imprez, sprawiała, że miałam dość tego życia. Po czasie spędzonym z nimi doszłam do wniosku, że ten ślub nie jest dobrym pomysłem, ale chciałam w to brnąć dalej, polepszyć stosunki z Rodgersem.
- Co się działo po przylocie?
- Wróciłam do swojego mieszkania. Zaczęłam się szykować, chciałam zrobić niespodziankę Adamowi – po wypowiedzeniu jego imienia, głos mi się załamał, ale wiedziałam, że muszę to kontynuować. – Wróciłam się do garderoby po okulary i usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania. Był ze swoją asystentką, Giną, która jest jego kochanką. Schowałam się i zadzwoniłam do ojca. Powiedział mi, że przyjedzie, ale mam stawić czoła sytuacji. I to zrobiłam – wrzuciłam papierosa do pojemniczka. – Zaczęłam się kłócić z Giną, wyrzuciłam ją z mieszkania i wtedy zaczęło się piekło – mimo leków uspokajających, które dostałam w szpitalu, zaczęłam dygotać. Moje ręce zacisnęły się mocno w pięści. – Zaczęliśmy się kłócić. On wiedział, że go zdradzałam i powiedział, że pokaże mi jaką kobietą jestem. Uderzył mnie w brodę, a ja straciłam na jakiś czas przytomność – Funkcjonariuszka zamarła z długopisem w dłoni i widziałam jak zaczyna się wściekać na moje słowa. Nie była kobietą, która przyjmowała takie słowa ze stoickim spokojem. – Ocknęłam się, przywiązana do łóżka. Zagroził mi, że jak nie przestanę krzyczeć, to mnie zaknebluje. Rozebrał się, podciągnął moją spódniczkę i zerwał bieliznę. Bawiła go moja bezradność…a ja miałam nadzieję, że to najgorszy haj w moim życiu, że to tylko sen – mój głos coraz bardziej się załamywał, a w oczach stanęły łzy. – Seks analny był według niego odpowiednią karą. Założył prezerwatywę, żeby nie zostawić żadnych śladów i bez żadnego przygotowania, wszedł we mnie. To był najgorszy ból jakiego doświadczyłam. Krzyczałam, błagałam, a on się tylko śmiał. Nic dla niego nie znaczyłam. Po jakimś czasie przestałam czuć cokolwiek, byłam otępiała. Chciałam żeby już skończył i zostawił mnie w spokoju. Gdy skończył, nie miał zamiaru mnie rozwiązać, życzyłam mu, aby zdychał powoli i boleśnie. Te słowa pogorszyły moją sytuację…zaczął mnie kopać. Dopiero wtedy, gdy przestałam się ruszać, odszedł. Po raz kolejny w swoim życiu, żałowałam, że nie mogę umrzeć. Zostawił mnie i poszedł do łazienki. Uratował mnie Carry.
- Kim jest Carry? – Jej głos był nienaturalnie cichy. Była cała spięta, a ja żałowałam, że nie miałam w sobie tyle wytrzymałości co ona. Po mojej twarzy spływały potoki łez, nie miałam siły ich powstrzymywać.
- Carry to mój przyjaciel. Był trenerem Krav Magi w Nowym Jorku, ale otworzył własną szkołę w Miami. Przez to kontakt nam się urwał. Między innymi przez Adama, który był cholernie o niego zazdrosny. Carry pojawił się niespodziewanie, musiałam nie zamknąć drzwi po wyjściu Giny. Uratował mnie od dalszej męczarni. Jego krzyki zaalarmowały Adama, który wybiegł z łazienki. Pobili się, Adam stracił przytomność od ciosów. Carry przeniósł mnie do salonu, a potem przyjechała Policja.
- Bian…-zaczęła i przetarła dłońmi swoją zmęczoną twarz. – Wiesz, że to co się stało, to nie twoja wina?
- Przestań pierdolić te typowo psychologiczne kocopoły! – Te słowa wywołały u mnie burzę niepożądanych emocji. – Gdybym zdechła te pięć lat temu, to nikt niemiałby ze mną problemów.
- Nie mów tak, nawet nie wolno ci tak myśleć – odpaliła papierosa i głośno wypuściła dym z ust. – Mimo, że nie jestem stąd i nie jestem zwykłym Policjantem, postaram się osobiście zająć tą sprawą. Nie dopuszczę do tego, aby ten skurwiel wyszedł na wolność. Nie pomogą mu w tym pieniądze i kontakty. Obiecuję ci, że zrobię z jego życia piekło, przed którym nikt go nie obroni.
*

1 komentarz:

  1. No już myślałam, że zostawili ją na pastwę tej świni. Całe szczęście, że pojawił się Carry. Ajajajajaj! Mam złe przeczucia...

    OdpowiedzUsuń